poniedziałek, 6 sierpnia 2012

L - "Bój się..."

Karolina.

- Ja zaniosę nasze walizki, a ty idź weź ze swojego pokoju resztę rzeczy - oznajmił Louis gdy weszliśmy do hotelu. Dobrze było tu wrócić.
- Ale jak to? Po co mam brać resztę... O matko! Mamy wspólny pokój?! - rzuciłam się na chłopaka, nie zwracając uwagi na to, że jest obładowany walizkami. W końcu wszystko wylądowało na ziemi a my skakaliśmy jak pokręceni na środku holu.
- Surprise... - szepnął i mnie pocałował. Rozdzieliliśmy się.

Klaudia.

Stanęłam na zamkowym tarasie trzymając w jednej dłoni gorące kakao, a w drugiej mój dziennik. Tego wieczoru śnieg poraz pierwszy w tym roku zaczął pruszyć. Powoli wszędzie robiło się biało, patrzyłam na zarys majaczącego w oddali księżyca.
- Dłonie ogrzewa mi kubek kakao - zaczęłam mówiąc w przestrzeń - a ja tak bardzo chciałabym, aby to były dłonie mężczyzny, który... odszedł z mojego życia. Wiatr oplata moją szyje, powodując dreszcze, które nijak mają się do momentu, w którym jego usta wpijały się w moje powodując paraliż całego ciała. - Zaśmiałam się do siebie, ale zaraz znowu posmutniałam. - Codziennie w nocy przytulam głowę do poduszki i nic. Zupełnie nic. Pustka. Brakuje mi uderzeń jego serca pod uchem... - spuściłam powoli głowę.
- A mnie brakuje Ciebie - usłyszałam za sobą i w tym samym momencie, przestraszona upuściłam kubek za barierkę. Odwróciłam się z szeroko otwartymi oczami, trzymając się za serce. On... Tutaj stał. Zawał!
- Podsłuchiwałeś! - rzuciłam oskarżycielsko, na nic innego nie było mnie stać. Powinnam rzucić mu się na szyje z radości. Żył. Mój ukochany żył. Naprawdę. Był przy mnie.
- Nie zmieniaj tematu. I tak wszystko słyszałem - uśmiechnął się zawadniacko. Podszedł opierając się na kulach szpitalnych.
- Bo podsłuchiwałeś! - wskazałam palcem oburzona jak mała dziewczynka.
- Oj, chodź do mnie - wolną ręką złapał mnie za talię i przyciągnął do siebie. Przytulił mnie do swojego ciała, jakby to miał być ostatnia chwila naszego życia. Po chwili uśmiechnął się szeroko, a ja utonęłam się w jego brązowych tęczówkach. Schylił się i pocałował mnie delikatnie, jakby obawiając się, że zaraz ugryzę go z całej siły w wargę.
- No bój się, bój - szepnęłam, a on cichutko zachichotał i bardziej zdecydowanie ponowił pocałunek. Tęskniłam.

Karolina.

Weszłam do mojego starego pokoju i zaczęłam chować do torby reszte moich drobiazgów, których nie zabrałam do Cambridge. Swoją drogą, były to dla mnie najlepsze chwile w życiu. Może i były momenty, gdy żałowałam mojego przyjazdu do Wielkiej Brytanii, ale teraz jestem przeszczęśliwa. Mam przyjaciół, mam Louisa, mam....
- Cześć suko.

Odwróciłam się powoli, a moje serce podskoczyło do gardła. Ujrzałam stojącego w drzwiach mojego pokoju Paula z szyderczym uśmiechem na twarzy. Zmienił się. Miał najwidoczniej farbowane, czarne włosy i kilkudniowy zarost na twarzy. Możliwe, że przytył, już nie wyglądał przystojnie i chłopięco jak wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz