środa, 8 sierpnia 2012

LI - "Wyglądasz zabawnie gdy krwawisz..."

Karolina.

- Co ty tu robisz? - byłam wściekła i przerażona jednocześnie.
- A właśnie sobie patrzę na taką jedną - zrobił kilka kroków i przyjrzał mi się uważnie z całą nienawiścią w swoich brązowych oczach. - Dla czego już mnie nie kochasz?
- Nigdy Cię nie kochałam.
- Jasne, że nie. Bo nigdy nie byłam dość dobry. Dość przystojny, dość bogaty i sławny.
- Oboje wiemy, że nie o to chodzi - powiedziałam dobietnie, gdy on robił wokół mnie kolejne kółko. Byłam sama, bezbronna. Nikt nie mógł mi pomóc jeśli do jego durnej głowy wpadnie jakiś szalony pomysł. Obawiałam się, że wpadnie.
- Lubiłem gdy udawałaś, że Ci na mnie zależy. To było miłe i żałosne.
- Zależało mi - szepnęłam i dostałam w twarz. Upadłam z hukiem na ziemie waląc się przy okazji głową o kant stolika.
- Jesteś głupia. Nie kłam. Nikomu na mnie nie zależy z wyjątkiem Annie. To ona otworzyła mi oczy na Ciebie. I wiesz co, miała racje. Wyglądasz zabawnie gdy krwawisz.
Obraz zamazywał mi się przed oczami i nie byłam pewna, czy Paul jeszcze coś mówił. Zdążyłam tylko zauważyć jak drzwi się otwierają a w nich staje Sylwia.
Nie dałam rady krzyknąć, ostrzec jej.
Odpłynęłam.

Harry.

Wszystko wracało do normy. Zayn był zapewne teraz gdzieś z Klaudią. Ulżyło nam wszystkim, gdy oznajmił dzisiaj, że ją kocha. Że ją pamięta. Martwiłem się o nią, bo nie wiem co ja bym zrobił na jej miejscu, gdyby Asia nie pamiętała mojej miłości.
- Tam chyba jest nasza! - krzyknął Liam pokazując w stronę żółtej taksówki. Przecisnęliśmy się we czwórkę i w końcu byliśmy już w drodze do Londynu. Ja, Asia, Liam i Dev. Wszystko miało być pięknie. Niall chciał spędzić troche czasu z Sylwią, więc ruszyli z samego rana. Zayn przekonywał nas uparcie, że da radę zostać z Klaudią. Pomogliśmy mu wynająć apartament w Cambridge i uprosiliśmy Simona o tydzień wolnego.
- Kochasz mnie tak jak na początku? - szepnęła mi moja blondynka do ucha nagle. Zdziwiłem się skąd to pytanie, ale odpowiedź była jedna i niezmienna.
- Z każdym dniem bardziej.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

L - "Bój się..."

Karolina.

- Ja zaniosę nasze walizki, a ty idź weź ze swojego pokoju resztę rzeczy - oznajmił Louis gdy weszliśmy do hotelu. Dobrze było tu wrócić.
- Ale jak to? Po co mam brać resztę... O matko! Mamy wspólny pokój?! - rzuciłam się na chłopaka, nie zwracając uwagi na to, że jest obładowany walizkami. W końcu wszystko wylądowało na ziemi a my skakaliśmy jak pokręceni na środku holu.
- Surprise... - szepnął i mnie pocałował. Rozdzieliliśmy się.

Klaudia.

Stanęłam na zamkowym tarasie trzymając w jednej dłoni gorące kakao, a w drugiej mój dziennik. Tego wieczoru śnieg poraz pierwszy w tym roku zaczął pruszyć. Powoli wszędzie robiło się biało, patrzyłam na zarys majaczącego w oddali księżyca.
- Dłonie ogrzewa mi kubek kakao - zaczęłam mówiąc w przestrzeń - a ja tak bardzo chciałabym, aby to były dłonie mężczyzny, który... odszedł z mojego życia. Wiatr oplata moją szyje, powodując dreszcze, które nijak mają się do momentu, w którym jego usta wpijały się w moje powodując paraliż całego ciała. - Zaśmiałam się do siebie, ale zaraz znowu posmutniałam. - Codziennie w nocy przytulam głowę do poduszki i nic. Zupełnie nic. Pustka. Brakuje mi uderzeń jego serca pod uchem... - spuściłam powoli głowę.
- A mnie brakuje Ciebie - usłyszałam za sobą i w tym samym momencie, przestraszona upuściłam kubek za barierkę. Odwróciłam się z szeroko otwartymi oczami, trzymając się za serce. On... Tutaj stał. Zawał!
- Podsłuchiwałeś! - rzuciłam oskarżycielsko, na nic innego nie było mnie stać. Powinnam rzucić mu się na szyje z radości. Żył. Mój ukochany żył. Naprawdę. Był przy mnie.
- Nie zmieniaj tematu. I tak wszystko słyszałem - uśmiechnął się zawadniacko. Podszedł opierając się na kulach szpitalnych.
- Bo podsłuchiwałeś! - wskazałam palcem oburzona jak mała dziewczynka.
- Oj, chodź do mnie - wolną ręką złapał mnie za talię i przyciągnął do siebie. Przytulił mnie do swojego ciała, jakby to miał być ostatnia chwila naszego życia. Po chwili uśmiechnął się szeroko, a ja utonęłam się w jego brązowych tęczówkach. Schylił się i pocałował mnie delikatnie, jakby obawiając się, że zaraz ugryzę go z całej siły w wargę.
- No bój się, bój - szepnęłam, a on cichutko zachichotał i bardziej zdecydowanie ponowił pocałunek. Tęskniłam.

Karolina.

Weszłam do mojego starego pokoju i zaczęłam chować do torby reszte moich drobiazgów, których nie zabrałam do Cambridge. Swoją drogą, były to dla mnie najlepsze chwile w życiu. Może i były momenty, gdy żałowałam mojego przyjazdu do Wielkiej Brytanii, ale teraz jestem przeszczęśliwa. Mam przyjaciół, mam Louisa, mam....
- Cześć suko.

Odwróciłam się powoli, a moje serce podskoczyło do gardła. Ujrzałam stojącego w drzwiach mojego pokoju Paula z szyderczym uśmiechem na twarzy. Zmienił się. Miał najwidoczniej farbowane, czarne włosy i kilkudniowy zarost na twarzy. Możliwe, że przytył, już nie wyglądał przystojnie i chłopięco jak wcześniej.

sobota, 4 sierpnia 2012

My time 15.


Oh, how I wish! Cholera, cholera, cholera. Jak ja bardzo chciałabym być teraz gdzieś nad Morzem Śródziemnym, na piaszczystych plażach. Może w Wenecji? Leżeć i się opalać, robić zdjęcia, podziwiać przyrodę, cieszyć oko zabytkami. Chcę myśleć o tym jakie życie może być piękne, wdychać morskie, słone powietrze i napawać się błogą beztroską.

Gdyby to wszystko było takie proste...
To powinno być proste. Powinnam się ubrać, spakować walizki i z uśmiechem ruszyć w świat. Powinnam widzieć same pozytywy w tym, gdzie jestem.

Jak masz na imie? Ile masz lat? I czy jesteś bezpieczna tam, gdzie jesteś? Gdziekolwiek jesteś?

piątek, 3 sierpnia 2012

XXXXIX - "Dostałem olśnienia..."

...Pare dni później...

Klaudia.

Annie wyjechała do Londynu. Karolina z Louisem pojechali z nią, aby jej przypilnować. W końcu była nam potrzebna to dalszych nagrań. My postanowiliśmy jeszcze zostać z powodu Zayna. Obudził się po ponad 6-miesięcznej śpiączce. I najbardziej bolało mnie to, że pamiętał wszystkich oprócz mnie. Pamiętał nawet Devona!!
- Nie martw się - pocieszała mnie jedna z fanek One Direction, z którą spędzałam czas. Daniell rozumiała mnie, bo ona także kiedyś znalazła się w takiej sytuacji. Tyle że to był jej brat bliźniak, noi on potem zmarł. - Dwie gorące czekolady poproszę! - zawołała do kolnera i usiadłyśmy do stolika. Kawiarnia nie była cudowna, ale wystarczająco ciepła na takie zimne wieczory. Noi była blisko szpitala. Zima zbliżała się wielkimi krokami.
- Dlaczego on mnie nie pamięta? - pytałam poraz setny samą siebie.
-Gdybym mogła przez jeden dzień wywrócić wszystko do góry nogami, przysięgam, że byłabym lepszym mężczyzną. Bo wiem jak to boli, kiedy tracisz kogoś kogo pragniesz. I wszystko co miałaś legło w gruzach - odpowiedziała Dan. Jej słowa były mi potrzebne równie bardzo jak jej obecność, gdy moi przyjaciele spędzali czas w szpitalu z moich ukochanym.
- Powinnam teraz być przy nim.
- Powinnaś gdyby nie fakt, że nie wie kim jesteś.
- Boli mnie to - powiedziałam gdy ujrzałam w drzwiach kawiarni fotoreportera. - A wszyscy myślą, że już go nie kocham i robią z tego sensację.
- Może powinnaś wyjaśnić tą sytuację fankom Zayna i reszcie świata? To chyba byłoby w porządku, nie uważasz?
Miała rację. Wstałam i podeszłam do owego mężczyzny z kamerą. Żyjemy w czasach w których wszystko jest obdarte z jakiejkolwiek subtelności. Wszystko byle szybciej, lepiej, bardziej. Trzeba coś z tym zrobić.

Zayn.

Harry wydoroślał, widać było że kocha swoją blondynkę. Wydawali się być szczęśliwi, tak jak Niall i Sylwia. Devon i Liam to była inna bajka i cały czas trudno było mi się przyzwyczaić, że oni są tacy jacy są. A co by było jeśli Li zakochałby się w jednym z nas? Przecież to by zagrażało naszej przyjaźni...
A kim była ta brunetka, która pare dni temu wyznawała mi miłość?
Gdy tylko wszyscy wyszli, włączyłem telewizor. Miałem dosyć leżenia w tym pomieszczeniu, czułem się już całkiem dobrze.

I zobaczyłem Ją płaczącą na ekranie. Brązowe włosy za ramiona, czekoladowe duże oczy, malinowe usta. Ideał.
- Czy to prawda, że już Ty i Zayn nie jesteście już razem? - zapytał jakiś facet z mikrofonem, wtedy po policzku nieznajomej spłynęła kolejna łza.
- Kocham go i nigdy nie przestałam. Niestety jednak Zayn ma częściowy zanik pamięci i mnie... - przerwała i przetarła oczy - ...nie pamięta mnie.
- Pamięta wszystkich oprócz Ciebie? Wie, że jestem członkiem zespołu 1D?
- Tak. Pamięta ile zawdzięcza swoim przyjaciołom, rodzinie i fanom.
- Skoro Ciebie nie pamięta, to czy nie powinnaś czuwać przy nim, aż do momentu gdy sobie przypomni?
- Nie. Uznaliśmy z przyjaciółmi, że bezpieczniej jest go teraz nie przemęczać tym wszystkim. Jeśli jego miłość do mnie jest prawdziwa, to wszystko się skończy dobrze.
- Jest coś, co mogłabyś mu powiedzieć, żeby sobie wszystko przypomniał? - zapytał mężczyzna wpatrując się w dziewczynę natarczywie.
- Yhm, jest - odpowiedziała, a ja poprawiłem się na łóżku. - W dniu gdy to się zaczęło byliśmy w lodziarni. Noi... - uśmiechnęła się - noi zlizał mi lody z policzka. Potem mnie pocałował. Mała dziewczynka przechodząca obok nas wykrzywiła się "Bleee...", a on powiedział, że to nasze dziecko.
- Dobrze, dziękujemy Ci za wyjaśnienia i życzymy Zaynowi powrotu do zdrowia.
I zaczęły się reklamy.
Dostałem olśnienia! Klaudia....

- Bleee... - usłyszeliśmy za plecami i momentalnie odskoczyliśmy od siebie. Ujrzeliśmy małą dziewczynkę jedzącą lody. Popatrzyła na nas z obrzydzeniem i odeszła. Wtedy przytuliłem Klaudię do siebie.
- I bardzo dobrze, dorośli zazwyczaj są obleśni! - krzyknąłem za dziewczynką, a moja ukochana wybuchnęła głosnym śmiechem. - Tak będzie wyglądało nasze dziecko.
- Nasze? Nasze będzie ładniejsze! - zaśmiała się. - Pogadamy o tym później, a teraz chodź, musimy się przebrać, bo ty też się ubrudziłeś!

- Ty i ja? - zapytałem gdy szliśmy ze splecionymi dłońmi.
- Ty i ja. - uśmiechnęła się.

czwartek, 2 sierpnia 2012

XXXXVIII - "Ponad pół roku później..."

...Ponad pół roku później...

Zayn.

Obudziłem się w białym pokoju. Moja pierwsza myśl: "Umarłem". Dopiero po chwili przypomniałem sobie jak się oddycha i porusza palcami. Oszołomiony usiadłem na skrzypiącym łóżku i rozejrzałem się. Blade ściany, białe zasłony, prześcieradła, małe stoliczki, dziwny sprzęt wydający cichy pomruk. Spojrzałem na swoje dłonie. Były prawie śnieżnobiałe, jak takie z filmów o wampirach. Miałem na sobie jakieś obce ubranie i kręciło mi się w głowie. Nawet nie przejmowałem się szukaniem butów, tylko na boso wyszedłem na korytarz. Chciałem wracać do domu. Do przyjaciół. Do kogokolwiek.

Klaudia.

Siedzieliśmy wszyscy na planie zdjęciowym. Dev z Liamem pomagali ekipie chować sprzęt, a ja i reszta siedzieliśmy bezczynnie patrząc w przestrzeń. Teledysk nie został ukończony, z powodu braku jednego członka zespołu. Fanki okazały się być bardzo wyrozumiałe i codziennie mijałam je wchodząc do szpitala. Było kilka dziewczyn, z którymi nawiązałam bliższy kontakt, bo uwielbiałam w nich ich nieskończoną wiarę.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - pocieszały mnie za każdym razem. Z każdym dniem tłum robił się coraz mniejszy. Więc uśmiechy tych najwierniejszych były najwspanialszym lekarstwem.
Telefon zawibrował mi w kieszeni.
- Halo?... Tak, Klaudia z tej strony.... Jak to?.... Słucham?!... Teraz?! Tak!... Za sekundę będe!... Dobrze, już jadę!! - krzyczałam do słuchawki. Gdy się rozłączyłam, łzy kapały mi już po policzkach.
- Co się stało?! Klaudia? - pytał Louis.
- Zayn.... - wyszeptałam.

Wbiegłam do sali, zanim lekarz zdąrzył dokończyć zdanie. Musiałam go zobaczyć żywego. Przytulić go. Pocałować i powiedzieć jak bardzo go kocham. Jak bardzo za nim tęskniłam i ile łez wylałam w poduszkę, gdy on spał.
- Zayn, kochanie... - chwyciłam jego zimną dłoń, a on wlepił we mnie swoje brązowe oczy. Były nieobecne, przestraszone, chłodne.
Do sali wszedł Harry i objął mnie ramieniem.
- Tylko dwie osoby mogą tu przebywać - oznajmił cicho - cześć przyjacielu!
Zayn przeniósł wzrok na loczka. - Harry... - wyszeptał.
Obydwoje się wzruszyliśmy. Pierwszy raz od ponad pół roku usłyszeliśmy głos Zayna! Był słaby i ochrypnięty, ale ważne że był. Chłopak objął lekko chorego, w obawie że mógłby go zgnieść.

- Tak strasznie tęskniłam. Kocham Cię Zayn...
- Kim ty...? - odchrząknał mulat. - Kim jesteś?

Autoportretodczuwalny 03

Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
ze tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.

XXXXVII - "Dzień kobiet..."

Asia.

W końcu obudziłam się w moim pokoju. Tylko moim. Już nie musiałam prosić o wszystko dziewczyn, miałam swój kąt. Co z tego, że na Uniwersytecie? Wszyscy już się zadomowiliśmy tutaj. Przeciągnęłam się pod kołdrą i usłyszałam pukanie.
- Kto tam? - krzyknęłam niedokońca obudzona i wtuliłam się w poduszkę.
Dopiero otworzyłam oczy, a już taka niespodzianka! Ujrzałam burze loczków, przepiękne zielone oczy i cudowny uśmiech. Harry wszedł ostrożnie do środka i usiadł na brzegu mojego łóżka. W ręku trzymał ogromny bukiet kwiatów i jakieś pudło. Czyżbym zapomniała o swoich urodzinach?
- Hej moja mała Kobieto - szepnął podając mi kwiaty. Krwistoczerwone róże. Niech to szlag! Dzisiaj jest dzień kobiet! W Irlandii, obchodziliśmy go jesienią a nie wiosną.
Usiadłam i powąchałam róże.
- Romantyczny jesteś - podpełzłam i pocałowałam go przeciągle w usta.
- Jeszcze to - pokazał na pudło. Zaciekawiona sięgnęłam po nie energicznie. Usłyszałam cichy odgłos, jakby stłumiony pisk. Podniosłam przykrycie.
- Nie możliwe! - emocjonowałam się. - Jaki piękny! O mój boże!
Wzięłam ostrożnie maleńkiego szarego kotka. Był wielkości moich dłoni, miał szeroko otwarte, zielone oczy. Był równie słodki jak chłopak, który mi go podarował. Pomyślałam, że nie istnieje żaden inny prezent, który byłby równie wyjątkowy. Niektóre kobiety uwielbiają dostawać drogą biżuterię, perfumy, ciuchy, drobiazgi, kwiaty.
Patrzyłam na małą istotkę jak zaczarowana.
A ja miałam coś więcej. Symbol czegoś co nas łączy. Mnie i Harrego. Żywa, chodząca miłość. Piękne oblicze, ciałko które mogę pokochać. Okej, bukiet też jest miły.
- Jak go nazwiesz? - zapytał całując mnie w policzek.
- My. Jak MY go nazwiemy. To nasze dziecko - powiedziałam z namaszczeniem.
- Dziecko? - prychnął, ale zaraz zrozumiał, że mówię poważnie. - To jest pierwsze, zobaczymy jak pójdzie nam dalej... - dodał i objął mnie mocniej.
- Zgnieciesz go! Uważaj! - warknęłam. Faceci! Oni nigdy nie zrozumieją takiego czegoś. Zakochałam sie w tym maleństwie!
- Już wiem! Kot! - wymachiwał teraz rękoma z radości. - Nazwiemy go kot!

Sylwia.

Weszłam do pokoju chłopaków i ujrzałam Nialla siedzącego na krześle przy minibarku.
- Ej, czemu ty jesteś jeszcze nie ubrany? - spytałam spoglądając na jego gołą klatę i pocałowałam jego brudne od słodyczy usta.
- Myślałem, że będzie dzisiaj więcej leniuchowania, tak jak zwykle, więc się przygotowałem. Chcesz? Mam chipsy, soczek, paluszki, ciastka... o, gdzieś tu miałem jeszcze żeeeel... - w tym momencie blondyn spadł z krzesła - ...ki! Znalazłem! Były pod stoliczkiem!
- Dzisiaj ruszamy w miasto. Chcę pozwiedzać, a ty musisz mi towarzyszyć.
- Muszę...?
-  No tak, bo... Ale... Naprawdę?...
- Co? Co naprawdę?! - krzyczał. On naprawdę zapomniał.
Zapomniał o Dniu Kobiet. Odwróciłam się i smutna wyszłam z pokoju. Udałam się w stronę wschodniego skrzydła, zastanawiając się jak można zapomnieć o tak ważnym święcie.

Gdy przechodziłam przez patio kątem oka zauważyłam Liama i Devona, siedzących na kocu. Podeszłam więc i przywitałam się z każdym buziakiem w policzek.
- Hej Bella! - zaśmiał się Liam.
- Hej Daddy! - rzuciłam częstując się paluczkami. - Cieszę się waszym szczęściem.
Dev objął mojego przyjaciela jeszcze mocniej i cmoknął go w policzek. - My też się cieszymy, tym że nikt nie zareagował na to z...
- ...obrzydzeniem - dokończył brunet i wpił się w wargi swojego chłopaka.

Karolina.

Dziś wyjątkowy dzień. Pierwsze święto, które obchodzimy razem. Ja i mój kochany Dzieciak. Ja i mój Lou. Jesteśmy razem już od jakiegoś miesiąca i z każdym dniem kocham go coraz bardziej. Marzyłam, aby zostało tak już na zawsze.
- Co dziś robimy? - spytałam tuląc się do niego w samochodzie.
- Zobaczysz moja Piękna. Wyjeżdżamy.
- Jak to wyjeżdżamy? Gdzie?
- Do Hiszpanii.
Powiedział to jakby to była najnatularniejsza rzecz na świecie. Ale o nic więcej nie pytałam, bo przy nim czułam się bezpieczna. Nie było ważne to, że nie miałam żadnych ubrań czy kostiumu. Poprostu byłam z nim.
Wysłałam tylko smsa do Klaudii.
" LECIMY WŁAŚNIE Z LOU DO HISZPANII. NIE MARTWCIE SIĘ O NAS. ON JEST TAKI NIESAMOWITY!!"

Klaudia.

Dostałam smsa od Karoliny z informacją, że jedzie do Hiszpanii. Louis zawsze miał takie szalone pomysły, nieokiełznany, dziecięcy charakter.
Podeszłam do wiszącego na ścianie kalendarza. Dzień Kobiet. Tak. Dokładnie dwa lata temu podjęłam decyzję o mojej przyszłości. Byłam pokłócona z mamą, jak zwykle. Wtedy postanowiłam sobie, że wyjadę. Wyjadę do Londynu i zmienię swoje życie. Niestety, byłam niepełnoletnia, więc do wylotu potrzebowałam zgody rodziców. Mój ojciec umarł jak byłam malutka, więc musiałam przekonać mamę. Teraz robię karierę.
Chwilę potem dostałam smsa od Zayna z adresem pod który mam pojechać. Więc wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i umalowałam. Kilkanaście minut później wysiadałam z taksówki przed jakąś wielką bramą.
KLUB GOLFOWY.
Moja pierwsza myśl była taka, że pomyliłam adres. Spojrzałam w komórkę. Nie, wszystko się zgadzało. Podeszłam bliżej i podałam nazwisko. Jakaś kobieta wprowadziła mnie za bramę. Nagle ujrzałam Zayna prowadzącego wózek golfowy. Pojazd był cały w serduszka, a na przodzie przyklejony było nasze wspólne ogromne zdjęcie.
Wyglądał tak niesamowicie za kółkiem tego śmiesznego wózka. Jednak gdy spróbował zakręcić w moją strone, pojazd przechylił się i dachował.
- Mój Boże!! - krzyknęłam.
W jednej sekundzie przy roztrzaskanym wózku pojawił się tabun ludzi, a ja bałam się tam podejść. Bałam się zobaczyć Zayna. Stałam i płakałam nadal w tym samym miejscu, moje serce wyrywało się krzycząc jego imię. - Zayn!!!

wtorek, 31 lipca 2012

TU SEI IL MIO CUORE PACEMAKER.

" Pamiętasz te kilka dni przed końcem wakacji, kiedy do mnie napisałaś? Te deszczowe popołudnie, które zapaliło mi światełko w tunelu. Dziękować Bogu czy mojemu malutkiemu braciszkowi? Że zgodziłaś się ze mną spotkać. Jak tylko Cię zobaczyłem po przeciwnej stronie ulicy, to czułem jakbyś była Białą Gołębicą. Ja, prosty chłopak, niezabardzo przystojny, z głową w chmurach pragnąłem odrobiny serca. Dostałem całe. Chwilami mnie to przerasta i obwiniam Ciebie o moje błędy. Na dobre i na złe. Byłaś ze mną w trudnych chwilach. Pomagałaś. Śmiałaś się z głupuich rzeczy, a złe krytykowałaś. Aniele. Gdy jesteśmy razem czuje Twoje włosy, piękny zapach, bicie serca oraz widzę Twoję brązowe oczy, piegowaty nos i usta słodkie, czerwone jak maliny. Ciało pociągające jak narkotyk i charakter Bogini Wenus. Wady, które kocham bardziej niż największe zalety miliona innych kobiet. Kocham Cię. Niedługo mija rok i proszę niebiosa by nas czas nigdy nie rozdzielił. Prostą osobą z pustkiem w sercu i głowie - taki jestem bez Ciebie - pusty."
TU SEI IL MIO CUORE PACEMAKER

~ A czy wiele dziewczyn w moim wieku, może poszczycić się dostaniem takiego wiersza? Przepełnionego miłością i uczuciem. Niezwykle uroczym i niedojrzałym, ale szczerym. Dziękuję, poprostu dziękuję. Czekamy.

XXXXVI - "Ja i Li jesteśmy razem..."

Asia.

Siedzieliśmy sobie w głównym holu, jedząc lody, które przygotowała Sylwia. Nie mogłam znieść widoku Karoliny i Louisa miziających się do siebie, bo Harry i Liam poszli obgadać jakieś sprawy z Devonem i Simonem. Klaudia i Zayn także obściskiwali się na kanapie.
- Dzięki Niall, że chociaż ty mi tego nie robisz - zaśmiałam się pokazując palcem na zakochanych przyjaciół.
- Nie ma sprawy. Sylwiaaa, mogę dokładkę?! - krzyknął chłopak w strone kuchni.
- Jak on może to ja też chcę! - zawołałam.
- Ale ja chcę więcej!!
- Nieee, ja chce więcej!
- Ale ja jestem jej chłopakiem!
- A ja przyjaciółką! - droczyłam się.
- To nic nie znaczy. Bo chłopak to chłopak...
Roześmiałam się, zabrakło mi argumentów. Ten wariat był dobry w bezsensownych kłótniach. I nie ważne, że siedzieliśmy metr od siebie na kanapie. Jak się kłócić o lody, to tylko głośno. Jak się kłócić o lody, to tylko z Niallerem.
- Ej, ej. Co tu się dzieje? - usłyszałam i w mgnieniu oka znalazłam się przy drzwiach ściskając mojego ukochanego. Wydaje mi się, że go poddusiłam.
- Mała, udusisz go! - zaśmiał się stojący obok Liama Dev.

Liam.

W holu aż kipiało miłością. Od czasu gdy poznałem Devona całkowicie zapomniałem o Louisie i ciesze się, że on jest szczęśliwy ze swoją długowłosą brunetką. Ten rudowłosy chłopak okazał się być... być taki jak ja. W jego spojrzeniu było coś co pozwoliło mi przyznać się przed samym sobą jaki jestem. Że jestem homoseksualny.
Złapał mnie za ręke i odchrząknął głośno. Wszyscy obecni, łącznie z Sylwią która weszła do holu spojrzeli się na nas.
- Chciałem... Znaczy chcieliśmy... Yyy... - zacząłem.
- Przekonałem Liama, że jeśli jesteście jego prawdziwymi przyjaciółmi to z pewnością go zrozumiecie. Jeżeli rzeczywiście Wam na nim zależy, tak samo jak mi, to nie będziecie mieli nic przeciwko. Otóż. Ja i Li jesteśmy razem - wypluł na jednym wydechu Devon.

poniedziałek, 30 lipca 2012

XXXXV - "Dupek i jego klata..."

Klaudia

Poranek był bardzo ciepły więc chłopcy jakimś cudem przekonali personel, aby zorganizowano śniadanie dla całej ekipy na ogromnym tarasie na szczycie Uniwersytetu, pod warunkiem że sami posprzątamy.
Karolina była szczęśliwa z Louisem, na co Paul zareagował wyrzutami i awanturą i zniknął na całą noc. Asia i Harry przeżywali swoją miłość we własnym świecie. Sylwia jak zwykle karmiła swojego blondyna.
Powoli zapominałam o Alexie, tatuażu i mojej mamie.
- Zayn, spisałeś się z tym śniadankiem! - uśmiechnął się najedzony Niall.
-Weź mi już tak nie słodź, bo się zarumienię! - Zayn zachichotał a ja mu zawtórowałam. Po pochłonięciu dosłownie wszystkiego co było na stoliku (oczywiście wszystkiego co było jadalne) oparłam głowę o jego nagi tors i zaczęłam podziwiać widok na plażę.
-Pięknie tu... - szepnął Lou obejmując Karolinę.
-Ooj pięknie... ale Klaudia jest jeszcze piękniejsza.
-No wreszcie jakiś komplement z Twojej strony! - parsknęłam a on poruszał zabawnie brwiami.
-Robiłem to specjalnie. Ale myślę, że takie komplementy wypowiadane co pewien czas są o wiele wartościowsze od tych, które powtarza się co dziesięć minut, nie uważasz?
- On ma rację! - wtrącił się Harry, bawiąc się włosami ukochanej.
-Oj Malik... Ty, Twoja klata i te Twoje mądrości... - westchnęłam a on znowu się zaśmiał.
-Czyli ja nie jestem po prostu Zayn, tylko dzielę się na Zayna i jego klatę?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Yhmm... Nie mów nic przez chwilę. Łącząc szum fal z biciem twojego serca, tuż pod moim uchem, powstaje cudowna melodia, moja ulubiona.
-I weź tu mów o rozważnych komplementach! - teatralnie wywrócił oczami do reszty po czym pocałował mnie czule w usta. - Kocham Cię...
-Ja ciebie też.
-...ale mówię Ci to tylko raz dzisiejszego dnia, więc naciesz się chwilą - dokończył a ja wykrzywiłam twarz w grymasie.
-Dupek! - syknęłam równocześnie z Sylwią, Asią i Karoliną.
-Dupek i jego klata.-poprawił nas, a ja zaśmiałam się w duszy.
-A więc dupku i jego klato, lepiej idźcie się ubrać i zniknijcie nam z pola widzenia, inaczej to wy będziecie musieli posprzątać po dzisiejszym śniadaniu - oznajmiła dumnie Asia podnosząc się z krzesła.
-W takim razie już nas nie ma! - poderwał się brunet całując mnie przelotem w policzek i jak powiedział tak zrobił. Koniec końców, sprzątać musiałyśmy my i Liam, bo wszyscy się jakby rozpłynęli.

XXXXIV - "As long as you love me..."

Asia.
Szliśmy za ręke, w zupełnej ciszy. Jakbyśmy byli dzieciakami, które się dopiero poznają, albo staruszkami po jubileuszu. Cambridge było ciekawym miejscem, z wieloma atrakcjami, ale my zamiast pójść na zwiedzanie z resztą przyjaciół, wybraliśmy się do parku. Tylko my, a poza nami nikt. Nie zwracaliśmy uwagi na przechodniów, bo kto w naszej sytuacji by ich zauważał? Każdy kolejny krok był kolejnym spełnieniem, gdy czułam nasze splecione dłonie. Niemal wyczuwalna chemia przepływająca przez nas całych. Widoczne w powietrzu uczucie. Nie chciałam wiedzieć gdzie idziemy, wystarczyło mi to, że idziemy razem. Ramie w ramie. On nie patrzył na mnie, a ja nie patrzyłam na niego, bo wystarczyło nam to że się czujemy. Bliskość, miłość. W końcu się zatrzymaliśmy.
- Co tu robimy? - zapytałam. Staliśmy w środku parku, ale nikogo wokół nie było. Jakby nikt nie mógł dłużej znieść widoku naszych uśmiechniętych twarzy.
- Poczekaj tu, zaraz wracam - odpowiedział Harry i puścił moją ręke, na co zareagowałam smutkiem - spokojnie, za chwilkę jestem - zaśmiał się i już go nie było.

Gdy po paru minutach zaczęłam się denerwować nagle mój loczek znowu był przy mnie. Pocałował mnie i pociągnął za ręke w stronę, z której przyszedł.
- Gdzie idziemy? - brak odpowiedzi. Ufałam mu jak nikomu innemu. Jak się okazało, opłaciło się. Taka moja ślepa wiara w miłość. Bo gdyby nie ona, nie stałabym teraz na moście na środku jeziora. Było ciemno, więc dopiero po chwili zorientowałam się, że kawałek dalej stoi stolik. Cudownie nakryty, mnóstwo świec i dwa krzesła. Zabrakło mi słów, gdy Harry zaprosił mnie do stołu.
- Podoba Ci się? - zapytał pochylając się w moją stronę nad zastawą. Było chłodno, ale nie wiało. Idealna pogoda, idealna sceneria. Płomienie świec oświetlały jego cudowny, biały uśmiech a ja czułam się największą szczęściarą pod słońcem. - Jeśli nie to...
- Harry, przestań. Nigdy nikt nie zrobił mi większej nispodzianki. Dziękuje.
- Zwykłe dziękuje nie wystarczy - pochylił się i pocałował mnie przeciągle.
Potem jedliśmy, rozmawialiśmy, śmieliśmy się, poprostu czuliśmy.

Nagle mój ukochany wstał z krzesła, podszedł do mnie i kucnął przy mnie. Położył mi dłonie na kolanie, czekając na reakcje. Jednak jego dotyk był zbyt cudowny, aby zareagować. Uśmiechnął się, zarażając tym przy okazji mnie. Popatrzył mi w oczy. Jego zielone tęczówki odbijały blask księżyca i płomienie świec w zupełnie niesamowity sposób.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś, że mnie kochasz?
- Bo się bałam - odpowiedziałam bez chwili namysłu. Taka była prawda. Bałam się tego całkiem jak malutka dziewczynka tego, że zgubi się pośrodku tłocznego zoo. - A dlaczego Ty mi wcześniej nie powiedziałeś, że mnie kochasz?
- Bo tego nie wiedziałem - wstał i mnie podniósł. Stanęliśmy razem przy barierce mostu i podziwialiśmy nieskazitelną taflę jeziora. - Poprostu nie wiedziałem. Czasami wpadam w taki trans bycia gwiazdą i zupełnie gubię się w tym co jest prawdziwe, a co jest sztuczne. A to, co czuje do Ciebie jest prawdziwe.
- Jest piękne.
Jedną ręką objął mnie delikatnie odwracając do siebie, a drugą położył na moim policzku delikatnie je muskając. Odgarnął pasma moich włosów i patrzył.
- Sposób w jaki oddychasz wydaję się być taki interesujący, nawet to jak mrugasz jest dla mnie zbyt fascynujące żeby to pojąć. Uwielbiam każdy centymetr twojego ciała. Pragne być Twoim wewnętrznym spokojem, ukojeniem dla duszy. Nie chcę jedynie kolejnego zauroczenia. Chcę, abyś była dla mnie wszystkim...
- Chyba nie chcesz mi się teraz oświadczać! - wyrzuciłam z siebie przestraszona i odskoczyłam od śmiejącego się już w niebogłosy bruneta.
Przez jedną chwilę naprawde pomyślałam, że chciał to zrobić. Dopiero potem dotarło do mnie, że nie miał zamiaru. Odetchnęłam z ulgą, no bo na małżeństwo jestem troche za młoda.
Gdy już przestał rechotać przytulił mnie mocno - Jeszcze nie dziś - szepnął. Pochylił się i podniósł papierowy lampion, którego wcześniej nie zauważyłam. Odwróciłam się i oparłam się o barierki mostu. Wszystko wyglądało pięknie. On objął mnie z tyłu.
- To jest taki magiczny lampion - szeptał mi do ucha. - Jeśli puścimy go razem i wymyślimy życzenia, to za wiele lat tu wrócimy. Tu, gdzie narodziła się nasza miłość. I tu gdzie bałaś się, że Ci się oświadczam - zaśmiał się. Ja się uśmiechnęłam z własnej głupoty.
- Poprostu chcę, aby to było szczere, a teraz jest za wcześnie na szczerość.

- Asiu, kochanie, nigdy nie jest za wcześnie na szczerość. Nie wierzysz mi, że jestem szczery wyznając Ci miłość? Jeszcze mnie nie znasz, ale mamy bogatą wieczność, żeby się poznać. Nie sądzisz, że za długo zwlekaliśmy z marzeniami? - zapytał.
Czułam się bezpiecznie, gdy tak stałam otulona ciepłem jego ciała. Czułam każde uderzenie jego serca. Więc jeśli za długo zwlekałam z marzeniami, to teraz nabrało to znaczenia i nastał punkt zwrotny naszej historii.
Puściliśmy razem lampion, który wzniósł się do góry niczym symbol naszej miłości. Pomyślałam wtedy, że jedynym czego pragne jest Harry. Reszta świata też jest ważna, ale bez niego ten świat by nie istniał, kwiaty nie miały by kolorów, ptaki by nie latały, a ja nie miałabym czym oddychać.
- "As long as you love me
We could be starving,
We could be homeless
We could be broke." - szepnęłam w wiatr, a Harry pocałował czubek mojej głowy.

piątek, 27 lipca 2012

My time 14.


Czasem wydaje się to być przerażające, że nasze marzenia są nierealne. Żyjesz myślą, że to wszystko jest możliwe i na wyciągniecię ręki, a potem zapada cisza. Patrzysz w sufit, ale nie jesteś smutny. Bo wtedy nikt nie czuje smutku, to raczej przerażenie i zaskoczenie, że to w co wierzyłeś okazało się tak strasznie trudne. Otwarte usta i nieobecny wzrok. I tak naprawde dopiero po chwili dociera do Ciebie przykra prawda, noi wtedy jest czas na smutek. Wtedy zamiast przytulić się do pluszaka, walisz głową o ścianę i Twoje łzy spływają po policzku tworząc prawie niewidzialną drogę. Przeklinasz siebie i wszystko wokół. Bo najbardziej bolesnym doświadczeniem jest stracić wiare w swoje marzenia.

środa, 25 lipca 2012

Autoportretodczuwalny 02

If I were a boy
I think I could understand
How it feels to love a girl
I swear I’d be a better man.
I’d listen to her
Cause I know how it hurts
When you lose the one you wanted
Cause he’s taken you for granted
And everything you had got destroyed

poniedziałek, 23 lipca 2012

XXXXIII - "Powiedz jej..."

Karolina

Niestety dwa razy dłuższe branie prysznica niż zazwyczaj nie pomogło mi noi prędzej czy później i tak musiałabym z tej łazienki wyjść, gdyż dobijali się do niej dosłownie wszyscy! A mówiąc wszyscy, mam namyśli również chłopaków.
- O co chodzi?! Co wy tu robicie? - zapytałam wkurzona przyjaciół. Wszyscy się popatrzyli i zdałam sobie sprawę, że wyszłam z łazienki jedynie zawinięta białym ręcznikiem. Za nim zrobiłam strategiczny odwrót Louis już przy mnie stał. Poczułam jego dłoń na swoim policzku i każdy dotknięty przez niego centrymetr mojej skóry zapłonął.
- Jesteś piękna - powiedział patrząc mi w oczy. Jego szaroniebieskie tęczówki wywołały momentalny uśmiech na mojej twarzy. Powrót do rzeczywistości był okrutny.
- O co chodzi? Czemu nie daliście mi normalnie się wykąpać? - strąciłam jego dłoń i odwróciłam się do reszty obecnych.
- Kochanie, jedziemy na plażę! - krzyknęła z radością Sylwia. Niall przytulił ją mocniej do siebie chyba w obawie, że dziewczyna podbiegnie do mnie i zostawi go samego.
15 minut później byliśmy już w drodze na plażę.

- Ooo mamo, czuję jak wszystko mnie boli... - jęknęłam i pomału się podniosłam. - Jak długo tu jesteś?
Louis siedział obok mnie na kocu i patrzył ze skupieniem na morze.
- Odkąd zasnęłaś. Słuchaj Karolina, musimy porozmawiać... - wyprostował się i usiadł na przeciwko mnie.Przestraszył mnie ton i powaga jego głosu.Widziałam, że toczy zawziętą walkę z myślami i już podejrzewałam co chce mi powiedzieć. - Zakochałem się.
- Och... - poczułam jak serce staje mi w miejscu a do oczu napływają łzy.Wiedziałam, że z tamtą laską z baru nie wszystko było jeszcze skończone, czułam to od samego początku. Tylko co ja mam w tej chwili zrobić? Walczyć i nie poddawać się do końca? To chyba nie dla mnie... Może ja po prostu nie mogłam mieć go dla siebie? Może miałam już tą szansę, którą tak idealnie spieprzyłam i na moje miejsce Lou musi znaleźć sobie kogoś innego, kogoś lepszego, kto go nie zostawi. Byłam żałosna. - W takim razie... Powiedz jej.
- Powiedziałem - odpowiedział jakby zaskoczony moją reakcją.
- I co powiedziała? - spytałam patrząc tępo w horyzont.
- Powiedz jej.

YOU CHANGED MY LIFE.

Podziękowania za cudowne dwa lata, które zmieniły pogląd na świat z pewnością wielu dziewczynom. Szacunek, za serce oddane dla nas od Was. Za poświęcenie.
Nie boje się napisać, że dzisiejszego wieczoru płakałam jak mała dziewczynka rozmyślając, jakie uczucia mam opisać. Jak je opisać.
Bez względu na to ile razy upadaliście, potykając się na swojej drodze o przeszkody, zawsze wstawaliście z uśmiechem. Z uśmiechem i słowami, żeby nie pozwolić niszczyć swoich marzeń i celów, bo one są jedyną rzeczą, która pozostanie gdy wszystko inne zawiedzie.
I dziś wiem, że walka jaką stoczyliście była ciężka, ale spełnienie marzeń wynagrodziło każdy ból. Czuje się poniekąd dumna, że jestem częścią tej historii. Może małą i nieznaczącą częścią, ale jednak. Czuje się szczęśliwa myśląc, że osiągnęliście tak wiele wyłącznie dzięki temu, że pozostaliście na zawsze sobą.
Kocham Was i kocham bycie Directionerką, bez względu na wszystkich innych. Uwielbiam w Was każdy centymetr, uśmiechy, spojrzenia, gesty. Bo to wszystko połączone z takim głębokim wnętrzem wydaje się być idealne. Jak każdy macie wady, ale grunt to dążyć do tego aby nie przeszkadzały one w życiu codziennym. Dziękuje, że umiecie pokazać wszystko co najważniejsze i że zmieniliście życie tak wielu osób.
I to może wydawać się głupie, ale czasem uważam, że życie waszymi marzeniami jest równie wspaniałe co życie moimi, ponieważ to wszystko uchodzi z tego samego źródła.
YOU CHANGED MY LIFE.

http://www.youtube.com/watch?v=yMJ1M0bZd5g

niedziela, 22 lipca 2012

XXXXII - "Całego, zdanie po zdaniu..."

Sylwia.

Siedziałam w pokoju z Klaudią i Karoliną. Jeśli zdarzały się chwile wolne od pracy na planie, starałyśmy się spędzać je na wspólnym leniuchowaniu. Leżałam na kanapie i podrzucałam piłeczkę do sufitu jednocześnie rozmawiając z dziewczynami.
- Kiedy patrze na Louisa mam ciarki i myślę, że to wszystko jest snem. No wiecie, że jesteśmy tu, w Wielkiej Brytanii i to z nimi - myślała na głos Karolina zwisając z łóżka głową w dół. Machała swoimi przydługimi włosami po podłodze, co przypominało zamiatanie. - Kurde, dziewczyny to taka wielka sprawa.
- No pewnie, że wielka. Widzę, że poprawił Ci się nastrój.
- Nie mam zamiaru psuć sobie najlepszych chwil życia płaczem. Naprawdę zależało mi na Louisie, ale jeśli on nie jest szczery to nie mamy o czym rozmawiać. Z resztą mam Paula, prawda? Mam Was, a to najważniejsze.
- Masz jeszcze Devona - zaśmiałam się i nałożyłam kolejną warstwę pomadki - chłopakowi na Tobie zależy.
- No sama nie wiem, ja...
W tej chwili ktoś wpadł do pokoju z hukiem. Przestraszyłam się i nie złapałam piłeczki, która walnęła z impetem w moje czoło.
- Rany, nic Ci nie jest?! - dopadł mnie ktoś.
- To my wyjdziemy - szepnęła Klaudia i zostałam sama z owym ktosiem.
Potarłam bolące czoło i podniosłam głowę. Ujrzałam jeden z najcudowniejszych widoków świata. Wpatrywały się we mnie oczy tak niebieskie i głębokie jak ocean. Porywające jak huragan. Magiczne i piękne. Zazwyczaj szalone, wtedy pełne łez. Mokre policzki i rozchylone usta. Najbardziej kojący widok jaki mogłam sobie wyobrazić. Nie chciałam budzić się z tego chwilowego transu. Byłam zupełnie jak rozbitek na tratwie, dryfujący po środku pacyfiku. Chociaż w sumie nie. Bo nie byłam tam sama. Byłam z Nim.
- Sylwia, coś Ci się stało? - usłyszałam spokojny głos.
- Nie. Chciałabym... Chcę...
- Nic już nie mów. Przepraszam, Kocham Cię i wiem, że ty mnie też.
Te ostatnie dni, były katorgą gdy nie mogłam się do niego przytulić. Nieme spojrzenia na planie nie wystarczały i serce tłukło się na kawałeczki.
W tej chwili jego wargi wpiły się w moje i nasze uczucie wybuchło jak fajerwerki. Wszystko co przed chwilą było realne zniknęło. Pokój się rozpłynął. Czułam jak Niall kładzie mnie na łóżku, nieprzerywając pocałunku. Objęłam rękami jego silne ramiona, wędrowałam po jego plecach i barkach, jakbym chciała nauczyć się go na pamięć. Szeroko z zamkniętymi oczami, czytałam zachłannie od nowa, całego, zdanie po zdaniu.

piątek, 20 lipca 2012

XXXXI - "Wyższość pierogów nad moimi problemami..."

Paul

Wynajeliśmy mały pokoik w motelu niedaleko Cambridge, ale w bezpiecznej odległości od Uniwerku. Gdyby ktokolwiek z ekipy nas przyłapał, byłoby źle.
Obudziłem się i nie czułem nikogo przy sobie. Usiadłem i przykryłem swoje nagie ciało kocem. Rozejrzałem się, Annie stała za ladą kuchenną i piła kawe.
- No chodź do mnie - powiedziałem i zmęczony znowu padłem na poduszki, co wywołało jej śmiech. - Annie...
- Jesteś żałosny.
- O co Ci chodzi? - sięgnąłem po spodnie.
Rudowłosa usiadła z kubkiem naprzeciwko mnie w samej bieliźnie i przez długą, niemą chwile, patrzyła jak się ubieram.
- Kto by pomyślał. Sławny perkusista One Direction pieprzy się z rodzoną siostrą swojej dziewczyny. Robiąc do tego na złość swojemu najlepszemu kumplowi, którym od zawsze skrycie pomiatał - szeptała z leniwym uśmieszkiem na ustach. Podeszła i cmoknęła mnie w czoło. - Najzabawniejsze jest to, że będziesz musiał teraz spełniać wszystkie moje warunki, kochanie.
- Chyba kpisz. Spadam stąd wariatko - warknąłem, gdy dotarło do mnie w jakiej jestem sytuacji. Zabrałem rzeczy i wybiegłem z motelu. Wszystko co ta dziewczyna o mnie wiedziała, wystarczało żeby zepsuć moją karierę na zawsze. I niestety fakt, że Karolina jest jej siostrą, gówno ją obchodził.

Asia

Siedziałam na łóżku i przytulałam poduszkę z szerokim uśmiechem na twarzy. Opowiadałam Devonowi o zeszłym wieczorze. Polubił Harrego i dogadywał się z nim i chłopakami, a ja musiałam dać upust emocjom.
Ale nic z tego nie rozumiałam.
Spodziewałam się, że co najmniej zrobi to na nim jakieś wrażenie. Przecież tyle razy się pytał, tak wnikliwie, tak tajemniczo… A teraz co? Harry powiedział, że mnie kocha, a na Devonie nie zrobiło żadnego wrażenia. Nie, zupełnie nie rozumiałam, w tej jednej osobie, do której zaczęłam się już przywiązywać, było na raz tyle sprzeczności, ile prostoty w budowie cepa. Naprawdę, nic z tego nie rozumiałam...
- Pewnie nic z tego nie rozumiesz – wypluł z siebie Dev na jednym wydechu, przekręcając mnie z lekka jak worek ziemniaków – Otóż, znam Hazzę od przedszkola.
O. A to ci niespodzianka. Kogo nie spotkasz na ulicy, ten zna albo Hazzę, albo siostrę Hazzy, albo jego kuzyna ciotki siostry stryjecznej babki siostry brata.
- No i coś mi mówiło, że ty... od kiedy sprawdziłem twoje papiery tutaj… - mruknął, zapadając na trzy sekundy dosłownie w dziwny stan zastanowienia, co mu się czasem zdarzało, potem wybuchł – No, i wiesz! Ten bydlak ukradł mi kiedyś samochodzik i do tej pory go nie zwrócił, rozumiesz?! Po tylu latach, człowiek ma tak wielkie zaufanie do drugiego człowieka, a tu czasem zwykły samochodzik, wiesz, tak się zdarza, że…
- Devon, Devon – zatrzymałam go przytomnie, oddychając już wolniej i wracając do normalności – Może zostaniesz na noc na uniwerku?
- Ja? Nie. No gdzie, moja mama by mnie zabiła, tak bez uprzedzenia. A W OGÓLE TO ZROBIŁA PIEROGI!
Prawda. Też uznałabym wyższość pierogów nad moimi problemami.

Niall

Szlag, szlag, szlag. Praca tutaj miała być cudownie spędzonym czasem z przyjaciółmi i ukochaną u boku. Mieliśmy spędzać dni na planie, dzielić się pizzą i nabijać się z Louisa, który dokarmiałby nią gołębie. Tymczasem Sylwia zrobiła ze mnie debila i widocznie nie miała zamiaru nawet tego wyjaśnić, nie zamierzała mnie przeprosić.
- Hej stary! - zawołał ktoś. Odwróciłem się i zobaczyłem Liama biegnącego w moją stronę, zaczęło się we mnie gotować.
- Czego chcesz?!
- Pogadać. Wyjaśnić. Nie masz prawa być zły na Sylwie, bo to nie jej wina tylko moja. Miałem problem noi...
- Nie kłam. Widziałem, że jej wcale nie przeszkadzało Twoje klejenie się!
Dopiero po paru długich, ciężkich minutach uspokoiłem się na tyle, że Liam dał radę wszystko mi wyjaśnić. Wtedy poczułem się jak pajac.
- Ty... Ty jesteś gejem?
- Kurde, nie mam pojęcia. Ale to boli, tak strasznie boli - spłynęła mu po policzku łza. Wcześniej już widziałem go płaczącego, ale było to zazwyczaj od cebuli, lub gdy pokłócił się z którymś z przyjaciół. - Niall, poprostu z nią pogadaj. Kocham Cię jak brata i nie pozwole, żeby nie wyjaśnione sprawy zniszczyły waszą miłość.
Po tych słowach ruszyłem biegiem do apartamentu dziewczyn. Miałem łzy w oczach, gulę w gardle. Dupek.

wtorek, 17 lipca 2012

XXXX - "A on wyznaje jej miłość..."

Klaudia.

Noi kolejny dzień na planie, a w przerwach rewelacje!
- O matko! I Dev zabrał Cię tam na wzgórze? Jedliście watę?! O jeju noi ten kocyk! To tak jakby scena wycięta z filmu! Oh, oh - emocjonowała się Asia poprawiając i tak już idealny makijaż. - Wyczuwam romantyzm!
- Kochanie, ty wyczuwasz romantyzm nawet w korku ulicznym na rogu dziewiędziesiątej piątej w środku piekielkie upalnego popołudnia! - zaśmiała się Sylwia, a my poszłyśmy z jej ślady, nawet blondynka.
Tak. Asia była taką słodką, niepoprawną romantyczną, a najdziwniejsze jest to, że potrafiła zesfatać wszystkich wokół oprócz samej siebie. To ona jako jedyna wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, choć twierdziła że jej przyszło to z czasem. Czasami podczas babskich wieczorów w hotelu opowiadała nam o idealnej randce: ona i on, tańczą walca w ogrodzie, w blasku księżyca i wtedy on mówi jej jak bardzo ją kocha. To słodkie i choć Harry również wydawał się być słodki, niewidziałam go w takiej scenerii. Bardziej: niedorzecznie droga restauracja, snobistyczni kelnerzy i niedobre, wyszukane jedzenie. Hah.
Karolina rzadko opowiadała o miłości. Była raczej realistką myślącą "Co ma być to będzie". Jeśli nie była zainteresowana danym chłopakiem, to i tak umawiała się z nim na następne trzy randki, aby nie urazić jego ego. A na końcu zazwyczaj poznawała go ze swoją jakąś daleką, seksowną kuzynką.
Sylwia była typem zdobywcy. Gdziekolwiek się pojawiała, tam zawsze zjawiało się męskie towarzystwo. Była wybredna, czekając na Pana Idealnego. Nie wiem jak wyobrażała sobie Randkę Idealną, ale widocznie Niall się postarał.
Ja. Hm, byłam gdzieś między Karoliną a Asią. Uwielbiałam być zdobywana i często miałam z tego niezły ubaw. Jeżeli zdarzało się, że jakiś pechowiec w końcu się we mnie zakochał, nie było mowy o rutynie. Szalone randki, spontaniczność, romantyzm. Magnetyzm. Tak, tak. Mój Pan Idealny dzisiaj przyniósł nam jajecznice, przejechał pół miasta by dać mi różę i uśmiechał się jak nikt inny. Ale wizja miłości przez wielkie M, była jeszcze odległa.

Telefon leżący na toaletce zawibrował.
Bez chwili namysłu odrazu odebrałam komórkę, czekałyśmy na wiadomość od Simona kiedy mamy być już gotowe.
- Numer prywatny, Klaudia, słucham?
- Klaudia.
Natychmiast zamknęłam oczy i udałam, że ktoś wali mnie młotem w głowę. Dlaczego nie sprawdziłam cholernego wyświetlacza?
- Mamo.
- Nie odbierasz moich telefonów.
- Pracuję, pisałam Ci w mailu, że przez jakiś czas będe bardzo zajęta. Przepraszam.
Pojedynczy, urwany oddech rodzicielki uprzedził mnie, że nadchodzi sztorm.
- Zerwałam z Martinem, o czym bym Ci powiedziała, gdybyś była łaskawa odbierać moje telefony. To było straszne, potworne. Mam czterdziści dwa lata, jestem sama i kompletnie załamana!
Dziewczyny dały znać, że wychodzą na plan.
Mama za każdym razem tak świrowała, jednak już z czwartym narzeczonym zdążyłam się przyzwyczaić do tych scen. Westchnęłam.
- No tak, może przeprosi i potem...
- To koniec - przerwała mi. - Nie ma już powrotu. Nigdy nie wybaczę mężczyźnie, który mnie tak podle potraktował. Teraz muszę wyleczyć rany i na nowo odnaleźć samą siebie. Spędzić troche czasu sama, w jakimś spokojnym miejscu, żeby oczyścić się ze stresu. No wiesz. Zarezerwowałam sobie tydzień spa na Florydzie. Tego mi właśnie trzeba. Wyjechać gdzieś daleko od tego okropnego miejsca! Daleko od tych wspomnień i bólu. Potrzebuję trzech tysięcy dolarów.
- Trzech... Mamo, nie możesz oczekiwać, że wyczaruję Ci trzy tysiące, żebyś mogła sobie zrobić lifting na Florydzie, bo wkurzyłaś się na Marvina.
- Martina, do cholery, i przynajmniej tyle możesz dla matki zrobić! Czy gdybym musiała pójść do szpitala, wymigiwałabyś się od płacenia rachunków za leczenie?! Muszę wyjechać. Już zrobiłam rezerwację!
Za każdym cholernym razem płaciłam za jej zachcianki tylko po to, aby dała mi spokój. Moja siostra przyrodnia Victoria, miała to szczęście i mieszkała ze swoim ojcem w Ameryce, więc ja zostałam podparciem matki. Wykorzystywała mnie bezczelnie twierdząc, że ja nie przejmuje się jej losem! Była poprostu rozpieszczona, wychowana w przekonaniu że jest pępkiem cholernego świata! Mimo wszystko, nigdy nie umiałam jej odmówić.
- Rano przeleje Ci pieniądze na konto - przerwałam jej monolog. - Miłego pobytu - rzuciłam od niechcenia i się rozłączyłam. Z nerwów zapomniałam zapytać jej o tatuaż, który nie dawał mi spokoju. Musiałam się czegoś napić.

Asia.

Myślałam, że chociaż dzisiaj obejdzie się bez scen. Cieszyłam się, że być może Karolina dzięki Devonowi zapomni o tym oszuszcie Louisie i głupku Paulu. Tak, opowiedziała mi już historię z smsem. Jednak to nie był koniec scen. Przyszedł Harry i nadeszła moja pora.
- Cześć - rzucił nieśmiało gdy wchodziłam po schodach.
- Cześć.
- Możemy potem pogadać? Kilka minut, jak skończysz - chociaż stałam bokiem, czułam jego przewiercające na wylot oczy na sobie. - Proszę.
Odpowiedziałam skinieniem głowy i kamerzysta zaczął odliczać. Harry zszedł na sam dół. Doskonale wiedziałam co muszę zrobić, ale po tym co ostatnio mu powiedziałam było mi ciężko. Okej, Aśka, weź się w garść, upomniałam sama siebie w duchu.

Może zapomniał? Zapomniał, że chciał rozmawiać? To takie w stylu gwiazd. Gdy siedziałam sama na tej głupiej ławce przy głównym budynku, on mógł przecież prowadzić jakieś pikantne rozmowy z jedną ze swoich fanek, które dzisiaj wrzeszczały pod murami Uniwersytetu.
- Przepraszam, że musiałaś czekać - powiedział zdyszany dosiadając się. Odrazu położył mi dłoń na mojej, przez co przeszedł mnie dreszcz.
- Masz rację, czekałam, ale może to był błąd - odpaliłam wstając.
- Zaczekaj proszę - chwycił mnie za wolną rękę. - Co tam masz?
- A taki tam dziennik.
- I po co Ci on?
- Zapisuję sobie tam coś od czasu do czasu. O każdym kto bierze udział w moim życiu - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek.
- A mogę wiedzieć co napisałaś o mnie? - zapytał niepewnie. Po krótkim zastanowieniu się postanowiłam pokazać mu ostatni wpis. - Ooo, jakie ładne zdjęcie mi wybrałaś. Hm, o tutaj jest dzisiejsza data, czyli to zapisałaś przed chwilą... "Najbardziej przerażające jest to, że zakochuje się w nim z każdym dniem coraz bardziej." ... Oh. Ooo. Tu jest dalej... "Gwałci uśmiechem, demoralizuje spojrzeniem"? - popatrzył na mnie pytająco, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Lubię czasem wymyślić coś twórczego.
- To może ja też spróbuję... - zamyślił się na dwie sekundy - "Umieram, patrząc na moje dłonie, które bez Twoich znaczą tak niewiele" Hę?
- Bardzo, bardzo twórcze - przyznałam z uśmiechem.
- Każdy ma swój sposób na twórczość. Pamiętam słowa Louisa - wyprostował się i głośno odchrząknął - "Jeśli ona odda Ci swoje serce, ty oddaj jej swoje. I zważywszy na to, że jest delikatniejsza, kurwa nie rań jej!"
Roześmialiśmy się oboje.

Harry.

- Twórczość jest przereklamowana - skwitowała i poraziła mnie uśmiechem. Schyliłem się, objąłem ją w talii i delikatnie pocałowałem, czekając aż odskoczy i przyłoży mi w twarz. Albo chociaż się roześmieje i uda, że to wszystko ty był żart.
Jednak nic się takiego nie wydarzyło. Zarzuciła mi ręce na szyje i mocniej przywarła do moich ust. Delektowałem się jej smakiem dopóki nie zrozumiałem, że to wszystko ma głębszy sens. Taki głęboki, że musiałem jej to powiedzieć.
- Kocham Cię - szepnąłem jej w usta. Nie była zaskoczona. Wtedy podniosłem ją do góry i zakręciłem wokół własnej osi. Postawiłem sobie ją na moich stopach i zacząłem się kołysać, gdy trwała do mnie przytulona. Jej zapach kręcił mi w głowie, a dotyk sprawił że serce biło się z płucem. To jest to czego mi potrzeba. Jej.
- Też Cię Kocham Harry
I najpiękniejsze jest w tym wszystkim to, że tym razem to nie było złudzenie. Tym razem nie wymyśliłem sobie tych słów. To było realne i piękne.

Sylwia.

- Noi nasza mała dziewczynka ma to czego chciała - powiedziałam do Karoliny. Stałyśmy we dwie na balkonie i podglądałyśmy scenę miłosną naszej nowej pary.
- Masz rację - odpowiedziała przyjaciółka. - Ona i On tańczą w ogrodzie, w blasku księżyca, a on wyznaje jej miłość.

poniedziałek, 16 lipca 2012

XXXIX - "Takie tam, ooo, kłębuszki..."

Klaudia.

Obudziłam się i poczułam wariujący w moim brzuchu głód. W sumie to nie wiedziałam nawet, gdzie mamy się zgłosić po śniadanie, bo wczoraj przyniósł nam je Devon, a reszte dnia jechałyśmy na batonikach i energetykach. Ktoś zapukał do drzwi.
- To tylko ja, Zayn.
- Nie wchodź! Ja.. - niezdążyłam dokończyć, bo chłopak już wszedł i usiadł na moim łóżku. - Hej, piękna - szepnął i pocałował mnie w policzek.
- No błagam! Większej aluzji to nie mogłeś zrobić? Dopiero wstałam, więc bliżej mi póki co do Bestii niż do Pięknej - wtuliłam się w kołdrę.
Jednak gdy chłopak oświadczył, że przyniósł nam śniadanie momentalnie poprawił mi się humor. Nie tylko mi, bo w tym momencie obudziła się reszta i rozległ się cichy warkot kobiecych głosów - Cześć Zayn...
- Hej dziewczyny. Mam śniadanie! - odpowiedział dumnie z uśmiechem. - Macie tu jajecznice. Mam nadzieje, że żadna z Was nie jest uczulona na jajka bo wtedy musiałbym znowu iść na dół, potem na górę i wogóle. Noi mam dla Was kawy. Osobno cukier, osobno mleka jeśli chcecie. A może któraś z Was woli herbatę? Ja...
- Ej. Skończ paplać i połóż nam śniadanko na stole chłopczyku - rzuciła Annie, wstając w tej swojej koronkowej bieliźnie. Która jej ledwo co zasłaniała. Wkurzyła mnie. Zayn jak każdy chłopak ocenił ją od góry do dołu z rozwartą gębą.
- Okej, Annie. Ty byś mogła iść po talerze! - syknęła Karolina widząc moją mine.
Wyszła, ja pomiziałam się troche z Zaynem, a gdy poszedł, wszystkie rzuciłyśmy się na jajecznice.

Karolina.

Postanowiłam na dobre zapomnieć o Louisie, bo widocznie miał jakieś niedokończone sprawy w Londynie. Nie chciałam mu przeszkadzać. Aby trochę odreagować poszłam na spacer z Devonem. Był miły i dużo rozmawialiśmy o nauce, co mnie ucieszyło. Czemu? Bo to wyjątkowo bezpieczny temat.
Potem leżeliśmy sobie na kocyku na zielonej trawie, na wzgórzu. Jedliśmy na spółkę ogromną, kupioną wcześniej watę cukrową. Było dosyć niezręcznie.- O czym myślisz? - zapytał Devon zerkając na mnie, gdy ja tępo wpatrywałam się w niebo, tak jakbym zobaczyła tam conajmniej Świętego Mikołaja.
- Tylko się nie śmiej.
- Noo?
- Te chmury są jak bita śmietana.
Roześmiał się.
- No, głupi jesteś! Nie czujesz tego?! Takie tam, ooo, kłębuszki. Bierzesz - uniosłam palec do góry i zaczęłam kręcić nim dzikie kółka na niebieskiej mapie nieba - bierzesz, zawijasz i do buzi. Za free. Kiedy chcesz i gdzie chcesz. Bardzo wygodne.
- Pomysłowa z Ciebie dziewczyna - przyznał, gestem proponując mi ostatni kawałek waty, a kiedy odmówiłam, z rozkoszą wpakował ją sobie do ust. - Mniam, mniam, mniam. Mógłbym tak leżeć do jutra.
- Leń, głupek. Leń, wariat.
- Nie taki wariat jak mój stary szkolny wychowawca. Ten to potrafił z emocji rzucać kredami po klasie. Raz oberwałem.
Ja się zaśmiałam i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Opowiedz mi coś jeszcze.
To był jednak tylko pewien mechanizm obronny. Chyba jednak nie chciałam dowiadywać się o nim tylu rzeczy, nie chciałam być teraz przy Devonie...
Obrócił się na bok i podparł głowę na ręku. Wpatrywał się we mnie przez chwilę.
- Moge Ci opowiedzieć o nauczycielu Wf-u z 3 klasy. Niezła dupa była z niego.
Poszłam w jego ślady odwracając się w jego stronę.
- Leń. Zboczeniec.
- Zboczeni są najlepsi.
- No nie wiem, nie wiem. A romantyzm?! Na co będziesz wyrywał dziewczynę? "Hej, masz najfajniejsze cycki jakie kiedykolwiek widziałem"?!
- A czemu znowu tak brutalnie? - parsknął. - Powiem jej ewentualnie, że ma bardzo krztałtny tyłek. - Ja wybuchłam śmiechem. - No co? Też źle? Nie możliwe. "Karolino, masz bardzo ładny i krztałtny tyłek." NO NIE MÓW, ŻE CIĘ TO NIE RUSZYŁO?!
- Jesteś głupkiem - skwitowałam.
Koło nas przebiegł jakiś mały grubasek w bluzce w paski i szelkach. Chyba nie muszę mówić, kogo mi to przypomniało. Miałam ochotę złapać tego dzieciaka i z całej frustracji odgryźć mu głowę. Albo coś równie psychicznego.
- Idziemy stąd - mruknęłam nagle.
- Co? - odparł lekko zdenerwowany zielonooki.
- Idziemy - powiedziałam dobitnie, zwlokłam się z kocyka, złożyłam go, złapałam kolegę za ramie i bezceremonialnie zeszliśmy ze wzgórza na sam dół.
Nie będą mnie grube dzieci irytować swoją nędzną egzystencją.!!

niedziela, 15 lipca 2012

XXXVIII - "Wielka, pomarańczowa marchewka..."

Sylwia.

Pierwszy dzień prób. Miałam wewnętrzną nadzieje, że każda z nas cudem rozwiąże swój mały dramat. Choć Karoliny dramat był w Londynie.
Pod naszymi drzwiami z samego rana zjawił się Devon.
- Okej, to pokaż nam drogę geniuszu - zaśmiała się Asia.
Nie chciałam psuć sobie humoru myśląc o nadchodzących tygodniach pracy z Annie. Ta dziewczyna być może była samolubna i irytująca, ale jednak była siostrą mojej przyjaciółki, a to do czegoś zobowiązywało. Więc jeśli będzie trzymała łapki z daleka od Nialla, Harrego, Zayna i niebawem Louisa, to zasłuży na tolerancje z mojej strony.
- Okej dziewczyny, mam nadzieje, że się wyspałyście bo czeka nas dzień pełen pracy - odrazu zawiadomił Simon, gdy tylko dotarłyśmy na miejsce. - Chyba poznałyście już Devona. Zostawiam Was w jego rękach, dopóki nie zjawi się dyrektor główny projektu. Tam możecie się przebrać i przygotować.
- Okej, dwa oddechy. Damy radę - uściskała nas Karolina kiedy weszłyśmy do garderoby. Jej uśmiech rozjaśnił myśli nas wszystkich i przez moment przestałam myśleć o blondynie, skupiając się na sobie. Kilka kobiet pomogło nam się ubrać, uczesać, umalować.
- Na wysoki połysk - uśmiechnęła się Klaudia patrząc w lustro, gdy byłyśmy gotowe.
- Tym razem się z Wami zgodzę - odpowiedziała Annie, co spowodowało lekkie zdziwienie na naszych twarzach. - Nie zawsze jestem jędzą - dodała z uśmiechem.
Dobrze wiedzieć.

Asia.

Devon wyrósł na naprawdę uroczego, przystojnego chłopaka. Jednak nie był nawet w połowie taki pociągający dla mnie, jak chłopak do którego się właśnie tulę. Tak, zgadza się. Tuliłam się do Harrego, jednak to wszystko było tylko fikcją, durną mistyfikacją.
Poradziłabym sobie nawet bez scenariusza, który znałam na pamięć. Chwile z nim były zbyt piękne, aby mogły być prawdziwe. Odchylam się, patrzę z uśmiechem w jego piękne, zielone tęczówki. Wzdycham, odwracam na sekundę wzrok. On śpiewa w tej chwili o mojej nieśmiałości i o swoim uczuciu, które przepełnia jego głowę. Łapie moją twarz w dłonie i delikatnie muska kciukiem mój zaróżowiony policzek. I w tej chwili kamery zniknęły. Zapomniałam, że to tylko gra. Obserwatorzy zniknęli, scenariusz przestał mieć ważność. Liczył się on i to co ze mną robił. Podniosłam ręke i objełam jego szyje. Po chwili w tle zabrzmiał kojący głos Louisa, który pomógł mi zrozumieć. Zrozumieć, że trzeba wracać do rzeczywistości.
- I... Cięcie! - krzyknął ktoś. - Cudownie!
Obudziłam się ze snu. A może raczej wróciłam do koszmaru. Błyskawicznie odskoczyłam od chłopaka i znalazłam się poza kadrem. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę garderoby. Jednak za nim do niej dotarłam ktoś złapał mnie za ramie. Zimne dłonie.
- Zaczekaj.
Odwróciłam się nakazując sobie opanowanie.
- Słucham? - mój głos zabrzmiał groźniej niż chciałam.
- Wiem. Wiem, że nie grałaś. Do cholery, Asia! Wiem, że chciałaś mnie pocałować! - wyrzucił mi prosto w twarz chłopak z burzą loków na głowie. Powinnam się zachować profesjonalnie, w końcu zostałam aktorką.
- Masz rację. I nadal chcę - odparłam chłodno. Usatysfakcjonowała mnie jego zdezorientowana mina. Sądził, że będe walczyć ze swoimi pragnieniami.
Schylił się do pocałunku, jednak nie pozwoliłam mu na to.
- Więc o co Ci chodzi?
- Boję się Harry. Poprostu jestem tchórzem. Boję się, że nie poradzę sobie sama w tej tęsknocie, że chwycę za telefon i zadzwonię w środku nocy żałośnie skomląc jak bardzo mi ciebie brakuje. A ty będziesz wtedy na drugim końcu świata słuchał wyznań miłosnych od zakochanych fanek. Nie chce. Nie chce być fanką Harry.
Po tych słowach odeszłam. Na szczęście to był koniec mojej dzisiejszej kwestii.

Karolina.

Cały dzień pracy spędziłam z Devonem jako jego niepisana asystentka. Zaprosił mnie na spacer po okolicy następnego dnia przed zdjęciami. Obiecał watę cukrową, jeśli ja dam rade załatwić kocyk. Czy on mnie podrywał?
Asia tak szybko wybiegła z planu, że nie zdążyłyśmy jej zapytać co się stało. Przed kamerami dawała sobie świetnie radę. Obiecałam sobie, że jeśli okaże się że to loczek ją skrzywdził, rozerwę głupka na strzępy. Rozerwę, potem posklejam i utopię.
- Hej, Misio mogłabyś zanieść to do garderoby chłopaków. Dzięki wielkie skarbie - poprosiła kobieta, która pracowała jako makijażystka One Direction. Nazywała mnie Misio tylko dlatego, że raz usłyszała jak Klaudia tak do mnie mówi.
- Pewnie.
Wzięłam skrzynkę zimnych energetyków i weszłam do garderoby, za którą służył wielki niebieski kontener. Zaskoczył mnie porządek. Wszystko było na swoim miejscu, wszystko poukładane. Położyłam skrzynkę na kanapie i wtedy zauważyłam czarną komórkę rzuconą niedbale obok poduszek.
- Nie, to nie w Twoim stylu Karolina - upomniałam na głos samą siebie. Ale ciekawość wzięła w górę i odblokowałam ekran. Szczęście? Przeznaczenie? Na tapecie widniała wielka, pomarańczowa marchewka. - Lou.
Szybko przejrzałam kontakty, zatrzymując się tylko na sekundę dłużej przy nazwie "Johny Depp". Ten chłopak miał numer prywatny Johnego!! Zaśmiałam się w duchu i weszłam w skrzynkę odbiorczą. Harry, Harry, Niall, Paul i najświeższa wiadomość. Numer nieznany. Przez chwilę zastanowiłam się czy nie sprawdzić smsa od Paula, jednak otworzyłam pierwszą wiadomość.
"Żałuję, że Twój kolega nam przeszkodził, tam za barem. Jak wrócisz do Londynu zadzwoń do mnie. Tęsknie Skarbie. xx"
Jeśli ktokolwiek by teraz wszedł, być może rzuciłabym się na niego z pazurami, lub, co bardziej możliwe, poryczałabym się jak dziecko. Zajęło mi troche czasu nim zdołałam wyjść i ruszyć do swojego pokoju. To zabolało.

sobota, 14 lipca 2012

XXXVII - "Kocham Cię Harry..."

Louis.

Z rana obudził mnie sms.
"Żałuję, że Twój kolega nam przeszkodził, tam za barem. Jak wrócisz do Londynu zadzwoń do mnie. Tęsknie Skarbie. xx"
Zupełnie zapominałem, że zdążyłem dać tamtej barmance swój numer. Byłem debilem, pijanym debilem. Ale nie mogłem poświęcić dla niej miejsca w moich myślach, przez cały poranek, prawda? Ubrałem się i sprawdziłem twittera. Poraz dziesiąty od dwóch dni obejrzałem fragment filmiku z udziałem moim i Karoliny. Czytając liczne komentarze fanek, utwierdziłem się w przekonaniu, że ona jest dla mnie stworzona! Przecież miłość, która była między nami, dało się zobaczyć na nagraniu!

Liam

Gdy obudziłem się, Harrego i Zayna już nie było w pokoju. Niall siedział cicho przy stole zajadając płatki śniadaniowe, a Louis siedział na łóżku z laptopem na kolanach i uśmiechał się do ekranu.
- Co jest tam takiego zabawnego? - spytałem jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie. A nie była.
- Zakochał się nasz Boo Bear - mruknął Niall z łyżką w buzi. Zabrzmiało to troche bardziej jak zarzut niż jak stwierdzenie, więc obydwoje spojrzeliśmy na niego pytająco, a on tylko wbił we mnie wzrok. - Niektórzy odczuwają takie rzeczy jak miłość, wierność, szczerość i lojalność!
- Niall... Ja nie wiem...
- Oh, tak. Pewnie. Nie wiesz jak przyssałeś się do szyji Sylwii u niej w pokoju hotelowym? Nie wiesz pewnie też, że ja z nią jestem i to bardzo mnie zabolało!
Nie spodziewałem się tego. Nie miałem pojęcia, że Nialler może mieć do mnie o coś żal. Przecież ja nic nie zrobiłem. Nic, czego nie powinienem. Pare razy zwierzałem się Sylwii i to wszystko. Źle to zrozumiał.
- Ja? Stary, ja nic nie czuję do Sylwii! - bo mam świra na punkcie naszego przyjaciela, chciałem dodać ale się powstrzymałem. - Ona mnie pocieszała!
- Pocieszała?! Niby po czym? Ktoś Ci złamał serduszko, co?! - wrzeszczał Niall do mnie. Nie umiałem, nie mogłem im odpowiedzieć. Nie teraz, nie w taki sposób. Zapadła cisza, gdy długo nie odpowiadałem. Byłem w dupie. - No właśnie.!

Harry.

 

Musiałem to wszystko przemyśleć. Dlatego właśnie z samego rana wybrałem się pobiegać po terenie ogrodów. Czasami pot i zmęczenie dawały ukojenie dla zszarganych nerwów. Od tamtej rozmowy minęło już pare dni, a ja za każdym razem odczuwałem te same emocje, ten beznadziejny stan zauroczenia jej oczami. Może tak miało być? Los chciał, abym oddał swoje serce komuś kto mógłby je bezkarnie potłuc? I tak się stało. Zatrzymałem się.
- Chcę wiedzieć kim dla Ciebie jestem. Kim byłem w momentach gdy ściskałaś mnie na przywitanie. Kim byłem w Twoich oczach kiedy spacerowaliśmy ulicami Londynu. Chciałbym wiedzieć jaką rolę odgrywałem w Twoim śnie, kiedy wypowiedziałaś te piękne słowa. Te dwa najpiękniejsze słowa na świecie.
- Kocham Cię.
Moje serce załomotało, a nogi ugięły się tak, że nie mogłem się odwrócić. Bałem się, że to co usłyszałem okaże się tylko głupim wytworem wyobraźni. Skutkiem lodowatego powietrza, które wypełniało mi płuca.
- Już nawet słyszę Twój głos. Lubie być oszukiwany... - szepnąłem w przestrzeń z uśmiechem. Tak, wyobraźnia. Odwróciłem się.
- Kocham Cię Harry.

XXXVI - "Devon"

Asia.

Cały dzień spędziłyśmy zapoznając się z terenem. Gdy miałyśmy zamiar wejść spowrotem do naszej części budynku, ktoś niespodziewanie mnie zatrzymał. Miałam zamiar wrzasnąć, bo uścisk za ramie wręcz zabolał.
- Asia? Nie wierze... - powiedział wysoki chłopak, przygarniając mnie do swojego ciała. Oczywiście spodziewałam się, że Karolina, Klaudia i Sylwia stoją jak wryte.
- Czy my...? - zajęło mi dłuższą chwile, za nim zrozumiałam, że doskonale znałam stojącą przede mną osobę. - O rany!
Kwadrans zajęło mi opanowanie emocji i wyjaśnienie przyjaciółkom kim jest owy nieznajomy. Był to Devon, przyjaciel z dawnej szkoły, z którym siedziałam w jednej ławce. Z którym jadłam obiad na szkolnej stołówce i obgadywałam nauczycieli.
Kiedyś nieśmiały kujon, teraz przystojny, elegancko ubrany chłopak z okularami na nosie, za którymi kryły się mądre, szaro-niebieskie, zimne oczy.
- Co ty tu robisz?! - spytałam, gdy dziewczyny postanowiły zostawić nas samych.
- Studiuję medycynę - odparł z dumą uśmiechając się. - A teraz, podczas naborów pomagam przy tutejszej pracy nad teledyskiem. Wiesz, że przyjedzie tutaj najsławniejszy brytyjski boysband? I ja jestem asystentem dyrektora wykonawczego!
- Przyjechali. Wczoraj - odwzajemniłam uśmiech.

Kawa z Devonem w ogrodzie była bardzo miła. Zabawnie było patrzeć jak on reaguje, na wiadomość, że gram u boku Harrego Stylesa i reszty One Direction. Było już późno, ale zamiast iść do wschodniego skrzydła zameczku, nogi poniosły mnie w drugą stronę. I nie wiedząc czemu znalazłam się pod drzwiami do apartamentu chłopaków.
Co mi szkodzi?
Nikt nie otwierał gdy pukałam, ale i tak postanowiłam wejść. Przeklęta moja ciekawość. Na szczęście, lub nieszczęście, sama nie wiem, w głównej sypialni zastałam tylko Nialla.

Leżał rozwalony na kanapie.
- A gdzie Twoja ukochana? - zapytałam chłopaka, aby czegoś się dowiedzieć.
- W lodówce - odparł wpatrując się w butelke z alkoholem.
- Wiesz że nie chodzi mi o to. Gdzie Sylwia?
- Mam to gdzieś. Nie chce jej znać! Wiesz co ona zrobiła? - zaczął krzyczeć. - Zdradziła mnie. Wiesz, że ja jej tego nie wybacze. Bo co, bo ona myśli że jak jestem gwiazdą to nie mam uczuć?! - wstał i zaczął krążyć po pokoju. Idealnie przypominał Harrego, gdy podczas spaceru wyznał mi swoje uczucia, a ja zachowałam się jak dzieciak.
Przez chwile pomyślałam, że blondyn złapie telewizor i wyrzuci go przez okno. Jednak on tylko podszedł do mnie i wtulił się w moje włosy. Przeczesałam palcami jego jasne włosy, a on zaczął szlochać. Staliśmy, a ja głaskałam go po głowie, jak jakiegoś bezbronnego, małego chłopczyka.
Położyłam się na dywanie, a on położył głowe na moich kolanach. Nie wiem ile czasu tak leżeliśmy. Niall opowiadał mi o pierwszej myśli jaka mu przyszła do głowy, gdy tylko zobaczył Sylwię. Opowiadał o jej uśmiechu i spojrzeniu, o tym jak bardzo ją kochał i o tym jak bardzo mu teraz źle.
- Napijmy się - rzucił nagle i sięgnął po buletke.
Szturchnęłam go w ręke, aby tego nie robił. - Nie, proszę. Nie możesz.

piątek, 13 lipca 2012

XXXV - "To wszystko było popaprane..."

Karolina.

Wysiadłyśmy z samochodu na terenie Uniwersytetu. Było tam tyle przestrzeni, wielkie budynki. W tym samym czasie chłopcy wysiadali z drugiego wozu razem z Simonem, więc podeszłyśmy. Nigdy nie myślałam, że mogłabym tęsknić za wzrokiem Louisa. To znaczy, nigdy aż do tego momentu. Ani razu się wtedy nie spojrzał. Nawet przez głupią sekunde, której wyczekiwałam.
- Okej. Musimy pogadać - westchnęłam gdy już dotarłyśmy do naszego apartamentu w jednym budynków. Było tam cudownie i czułam się troche jak Kopciuszek przywieziony do zamku. Rzuciłam walizkę na jedno z wielkich łóżek. Śnieżno biała pościel przykryta złotą narzutą. Wszędzie mnóstwo poduszek złotych, srebrnych, bordowych i miliony świeczek. Obrazy na ścianach w miedzianych ramach, wielki żyrandol, dwie ogromne dębowe szafy, komoda i dywan w jakieś dziwne wzory. Słowem, bajkowa komnata. Ale wiedziałam, że nie wystarczy się uśmiechać, trzeba rozwiązywać problemy.
Na szczęście Annie odrazu zniknęła w głębi łazienki.
- Coś się stało? - zapytała uśmiechnięta, jak zwykle ostatnio, Klaudia. Miałam wrażenie, że udzieliło mi się jej ciepło i beztroska.
Asia opowiedziała nam o swoich obawach co do loczka. Sądziła, że jego miłość jest zbyt piękna, by było prawdziwa. Sylwia podzieliła się z nami tajemnicą Liama, co wprawiło mnie w ogromne osłupienie.
- To jest nas dwoje - szepnęłam, a dziewczyny spojrzały pytająco. - Tak. Jestem głupia i chyba się zauroczyłam w Lou. Wiem, że jestem z Paulem ale go nie kocham, a on chyba nie jest ze mną szczery. To jakiś absurd.

Klaudia.

A co ja miałam powiedzieć? Absurd? W moje życie wkroczył jeszcze większy absurd, niż nastoletnia miłość. W grę wchodziły więzy krwi. Cholerne wspomnienia, sen, kłamstwa. Wszystko czego byłam pewna, prysło w jednej chwili. W dniu kiedy spotkałam się z Alexem w kawiarni, w dniu kiedy zwątpiłam w logikę.

Alex za każdym razem gdy go widziałam był dla mnie miły. Tamtego dnia wyjątkowo dobrze się ubrał, uczesał i użył zapewne cholernie drogiej wody toaletowej. Taki, wiadomo, idealny Pan Dyrektor. Rozmawialiśmy.
- Wyrosłaś - rzucił przyglądając mi się.
Eee... Jak to wyrosłam.?
- Co? - myślałam, że się przesłyszałam.
- Znaczy urosłaś. Od naszego pierwszego spotkania. Cały czas rośniesz - jąkał się. Zamówił kolejną kawę dla siebie, żeby zmienić temat. A kiedy wyciągnął portfel marynarka odkryła jego nadgarstek. Myślałam, że zwariowałam od nadmiaru ciasta, albo coś. Ale nic z tych rzeczy. Widziałam to. Tatuaż na nadgarstku. Tatuaż, który widziałam w tak strasznie wielu moich snach. Zdarzało mi się nie spać nocami myśląc o co chodzi, a teraz sen stał się rzeczywistością. I nie wiedziałam czy to dobrze czy źle.
- Przepraszam, musze już iść - syknęłam oszołomiona i wstałam.
- Ale Klaudia, coś się stało? Posiedź jeszcze. Pogadamy - uśmiechał się, a za tym uśmiechem kryło się coś dziwnego. Jeszcze nie umiałam tego zrozumieć.
- Musze iść. Muszę coś załatwić, pa Alex.

Tamtego dnia wydawało mi się absurdalne, że tatuaż Jing i Jang, który miałam w głowie prawie każdej nocy należał do Alexa. Także podzieliłam się tą myślą z Sylwią, Asią i Karoliną. Myślałam, że mnie wyśmieją, a one tylko patrzyły.
- To musi być jakiś pieprzony zbieg okoliczności - mówiła blondynka.
- To samo śniło Ci się jak byłaś mała, prawda? - spytała długowłosa brunetka. - Opowiadałaś mi o tym samym tatuażu...
Tak. Jak byłam mała też miałam te sny. Że leżę malutka. Przychodzi do mnie jakiś facet i bierze mnie na ręce, przytula do swojego serca. Czuje się wtedy bezpiecznie, a jedyny element, który wydaje się być realny to tatuaż na nadgarstku owego mężczyzny.
To wszystko skończyło się gdy poszłam do gimnazjum.
- To wróciło kiedy poznałam Alexa.
Martwiły się o mnie, ale każda przechodziła swój osobisty dylemat. Sylwia opowiedziała o wyrzutach jakie zrobił jej Niall. Okazało się, że blondyn nakrył ich gdy pocieszała Liama. Teraz nie odzywał się do niej. Każda z nas miała problem.
To wszystko było popaprane.